niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział ósmy

Rozdział 8 


PWE 

Bella spojrzała na mnie zszokowana. Wcale się jej nie dziwię, też bym był. Mam nadzieję, że więcej szczegółów nie będzie chciała znać, bo nie wiem czy jestem w stanie jej opowiedzieć. 
- Ale jak...nie rozumiem – jąkała się Bella. – Proszę opowiedz mi o wszystkim. 
Westchnąłem. Nie uda mi się tego uniknąć. Zacząłem mówić cicho. 
- Wszystko wydarzyło się 7 lat temu, gdy byłem beztroskim dwudziestolatkiem chodzącym do koledżu. Z Catherine chodziłem od dwóch lat. Poznałem ją na koncercie, jeszcze, gdy byłem w liceum. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. – Bella uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Nie mogliśmy się od siebie oderwać, wszędzie chodziliśmy razem. Moi rodzice nie akceptowali jej, bo była biedniejsza od nas. Nie była biedna, ale w porównaniu z nami wypadała marnie. Jej ojciec był komendantem policji, a matka, no cóż...lubiła sobie dobrze popić. To także nie podobało się moim rodzicom. Często się z nimi kłóciłem, nie wracałem na noc. Spaliśmy w hotelach, bo Cathy chwilami miała dość swojej matki. Nie było nam łatwo. Potem skończyłem szkołę i latem zdarzył się wypadek. Moi rodzice zginęli. Catherine była przy mnie cały czas. W końcu, gdy przyszedł czas oboje oczywiście poszliśmy na NYU* Może to okrutnie brzmi, ale nikt nam już nie stał na drodze, choć bardzo brakowało mi rodziców. Przejąłem majątek rodzinny i na drugim roku zamieszkaliśmy razem. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Praktycznie traktowaliśmy się, jak małżeństwo. Planowałem się jej oświadczyć. Miałem już nawet zamiar kupić pierścionek, jednak nie zdążyłem... 
Po końcu pierwszego semestru mój kolega urządził imprezę. Przyszedł chyba cały akademik. Było mnóstwo osób, alkohol lał się strumieniami. Po prostu zwyczajowa, studencka impreza. Przyszliśmy na nią oczywiście i my. Wypiłem wtedy chyba za dużo, do tego kolega poczęstował mnie jointem i strzeliło mi trochę do głowy. Cathy się mocno wkurzyła. Poszła na parkiet i zaczęła tańczyć z innymi facetami, żebym był zazdrosny. A mężczyźni do niej lgnęli, bo była piękną dziewczyną. Długie czarne włosy, zielone oczy i ten uśmiech...Kiedy się uśmiechała, mogłem zrobić dla niej wszystko. Zdawała sobie sprawę ze swojej urody, ale nigdy jej nie wykorzystywała. Aż do tamtej chwili. 
Podziałało. Jeszcze bardziej się upiłem i zaciągnąłem przypadkową dziewczynę na parkiet. Szeptałem jej jakieś sprośne rzeczy do ucha, ocierałem się o nią. W pewnej chwili ona mnie pocałowała. Gdy Cathy to zobaczyła, uciekła stamtąd. Pobiegłem za nią na dwór. Siedziała na ławce i paliła papierosa, choć rzuciła rok wcześniej. 
Zaczęliśmy się kłócić. Ona płakała. Wyzywała mnie od drani i skurwieli. Uderzyła mnie w twarz. Ja, naćpany i pijany wrzasnąłem, że jej nienawidzę, że zasługuję na kogoś lepszego. Ona zaczęła jeszcze bardziej płakać. Ja, chyba wkurzony jeszcze bardziej przez jej płacz, powiedziałem, że nie chcę już być z taką histeryczką. Ona spojrzała tylko na mnie i powiedziała: 
- Dobrze, więc nie będziemy już przeszkadzać ci w twoim życiu. 
Wtedy, w narkotycznym amoku, nie zwróciłem uwagi na liczbę mnogą, jakiej użyła... 
Odszedłem i wsiadłem do samochodu. Zostawiłem ją tam samą, w nocy. Myślałem, że to będzie dla niej taka nauczka, jak po ciemku wróci do domu. 
Wróciłem do domu i usnąłem. Obudziłem się po dwóch godzinach i wziąłem prysznic, który mnie ocucił. Jej nadal nie było. Gdy wytrzeźwiałem, zdałem sobie sprawę, co narobiłem. Chciałem ją przeprosić, chciałem być przy niej i tulić do siebie. Niepokoiłem się o nią, ale myślałam, że zatrzymała się u jakiejś koleżanki. Poszedłem spać. A rano obudził mnie dzwonek do drzwi. W progu stało dwóch policjantów. 
Nawet nie potrafię ci powiedzieć, co wtedy poczułem. Moje serce przestało bić, strach opanował całe moje ciało. 
Oni bez zbędnych ceregieli powiedzieli mi wszystko. 
Po tym, jak odjechałem, Catherine szła piechotą do domu. Dwie ulice od niego natknęła się na trzech mężczyzn. Nie chcieli jej przepuścić. Kopnęła jednego w krocze, a ten wkurzony rzucił ją na ziemię. Zaczęli ją bić, a potem zgwałcili. Jeden po drugim... Zostawili ją konającą na ulicy. 
Rano znalazł ją jakiś pijak i zadzwonił na policję. Stwierdzili, że od 3 godzin nie żyła. 
Musiałem pojechać na identyfikację zwłok. Leżała tam, zmasakrowana, posiniaczona. Jednak nadal dla mnie piękna. Gdy ją zobaczyłem, poczułem jak pęka mi serce. Nigdy nie myślałem, że coś może tak boleć. Złapałem ją i przytulałem do siebie przez dwie godziny. Szeptałem do niej, że ją kocham, przepraszałem. Nie chciałem stamtąd wyjść. W końcu przysłali lekarza, który dał mi coś usypiającego. 
Następnego dnia złapali jednego ze sprawców. Był już wielokrotnie notowany. Wsypał innych i opowiedział całe zdarzenie. Dlatego to wszystko wiem. Skazali ich potem na dożywocie, bez starania się o warunkowe wyjście. 
Zrobili jej sekcję zwłok. Po tygodniu były wyniki. 
Catherine była w 3 miesiącu ciąży. 
Po tej wiadomości przestałem istnieć dla świata. Rzuciłem studia, zamknąłem się w domu i praktycznie z niego nie wychodziłem, a jak już, to tylko na grób. Na jej grób. Chodziłem tam i płakałem. Nocami brałem jakiejś jej ubranie, kładłem się z nim i wzdychając jej zapach zasypiałem. Trwało to prawie półtora roku. 
I ot, cała historia. Teraz wiesz, o mnie wszystko. Przyczyniłem się do śmierci ukochanej osoby. A nawet dwóch. 

Skończyłem, czując jak drży mi głos. Coś mokrego spływało po moim policzku. Nawet nie zauważyłem, że zacząłem płakać. Nie zdarzyło mi się to od 5 lat. Spojrzałem na Bellę. Siedziała ze łzami w oczach, patrząc na mnie smutno. 

PWB 

Siedziałam nieruchomo, a łzy płynęły mi po policzkach. Byłam wstrząśnięta do granic możliwości. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego. To było zbyt potworne, zbyt okrutne, jak dla jednego człowieka. Boże, on był wtedy w moim wieku. Jak bardzo musiał cierpieć, jak wielkie wyrzuty sumienia miał przez te lata. A przecież nie powinien się obwiniać. Musiałam go o tym zapewnić. 
- Ależ Edwardzie, to nie twoja wina. Przecież nie chciałeś żeby to ją spotkało. 
Edward spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że aż ścisnęło mnie serce. 
- Nie moja, tak? Gdybym nie był takim skurwielem, gdybym jej tam nie zostawił, dalej by żyła. Ostatnie co do niej powiedziałem, to to, że jej nie chcę. To były słowa, które zabrała ze sobą. Możliwe, że gdy umierała miała w głowie tę właśnie scenę. Więc Bello, to była moja wina. 

Nie mogłam już tego znieść. Przybliżyłam się do niego i przytuliłam go. Objął mnie rękami w pasie, bardzo mocno i wtulił głowę w mój brzuch. Cicho płakał, a ja kołysałam go lekko, głaszcząc po włosach. Nie wiem ile to trwało. Może kilka minut, może godzin. Poczułam, że przestał się trząść i westchnął głęboko i przerywanie. 
Odsunęłam go nieznacznie i uśmiechnęłam się. Odpowiedział mi tym samym. Podniósł się i złapał mnie za rękę. 
- Dziękuję – powiedział po prostu. 
- Za co? 
- Za to, że mnie wysłuchałaś. Nigdy nikomu o tym nie opowiadałem. Nawet Jasperowi, chociaż wie od kogo innego. Poczułem się tak, jakby kamień spadł mi z serca. To takie dobre uczucie. A teraz , po tym co usłyszałaś pomożesz mi? 
- Ależ Edwardzie, ja naprawdę nie wiem, jak cofnąć się w czasie. To stało się przypadkiem. Nie zrobiłam tego celowo. 
Spojrzał na mnie niedowierzająco. W końcu na jego twarzy pojawił się gniew. 
- Jak to nie wiesz? Musisz do kurwy nędzy wiedzieć! - zaczął mną telepać. - Muszę tam wrócić, rozumiesz? Muszę uratować Cathy! I masz mi w tym pomóc. 
- Ale... ja nie wiem jak. 
Gdy to usłyszał, wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju. Pobiegłam za nim. Skierował się do wyjściowych drzwi, złapałam go za rękę. 
- Gdzie idziesz? 
Gdy na mnie spojrzał, przestraszyłam się. W jego oczach kryło się szaleństwo. Odezwał się bardzo cicho. 
- Do piekła. 
Nim się spostrzegłam wyszedł i wsiadł do windy. Pobiegłam za nim. 
- Edwardzie! - krzyczałam. 
Nie zwrócił na mnie uwagi. Nie zdążyłam wejść, drzwi się zamknęły i winda ruszyła. 
Pobiegłam szybko na klatkę schodową. 20 pięter. Biegłam najszybciej, jak potrafiłam. Gdy wybiegłam na portiernię zauważyłam tylko, jak wsiada do taksówki. Nie zdążyłam. 
Opadłam na kanapę, która stała obok. Nie wiedziałam co robić. Edward był w takim stanie, że bałam się o niego. Nie wiedziałam do czego mógłby być zdolny. Jasper – pomyślałam nagle. 
Nie ma go w mieście, ale muszę do niego zadzwonić. Może on mógł wiedzieć, gdzie Edward się udał. Pojechałam szybko na górę, po numer, który mi zostawił i zjechałam szybko do portierni. Nadal nie umiałam korzystać z telefonu. Poprosiłam portiera, żeby wybrał numer za mnie. Po chwili usłyszałam znajomy głos. 
- Słucham? 
- Jasper, tu Bella. Słuchaj mnie uważnie. Edward właśnie gdzieś pojechał, bardzo zdenerwowany. Może wiesz, gdzie mógł się udać? Pomyśl, proszę. 
- Bella, ale co się stało? 
- Wyznał mi całą prawdę o swojej przeszłości. I poprosił, żebym pomogła mu się cofnąć w czasie. Gdy powiedziałam mu, że nie potrafię, zrozpaczony i wściekły wybiegł, mówiąc, że idzie do piekła. Jasper, boję się o niego. 
- Mój Boże, Bello. Nie wiem co ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, gdzie może być. Może poszedł do baru, ale w Nowym Jorku jest ich tysiące. Nie znajdziesz go. Poczekaj, pewnie niedługo wróci. Musi po prostu pomyśleć. Nie martw się, znam go. Poinformuj mnie jak wróci do domu. 

Pożegnałam się z Jasperem i wróciłam na górę. Położyłam się na łóżku, po czym wstałam, nie mogąc leżeć. Z nerwów chodził po całym mieszkaniu. Włączyłam telewizor, próbując zagłuszyć uporczywe myśli. Zaraz go jednak wyłączyłam. 
Gdzie on mógł być? Czy nie zrobi sobie krzywdy? I dlaczego tak bardzo się nim przejmuje? 
Usiadłam w końcu na kanapie. 
Przywołałam naszą rozmowę i jego wyznanie. Catherine. Musiała być wspaniałą kobietą, jeśli tak bardzo ją kochał. Teraz nie dziwię się, czemu taki był. Zamknięty w sobie, oschły i momentami nieczuły. Poczucie winy wyżerało go od środka. Czy mogłam coś zrobić, żeby przestał się obwiniać? Przecież nie może tak żyć. To go wyniszczy. Minęło tyle lat, a on wciąż cierpi. 
Sama rozumiem go najlepiej, jednak ja wiem, że mój ojciec nie zginął z mojej winy. Przeciwnie, to on sam sprowadził na siebie taki los. Cierpiałam, to oczywiste. Koszmary były tego najlepszym dowodem. Jednak było to nieporównywalne cierpienie, w stosunku do jego bólu. 
Teraz rozumiałam, czemu tak desperacko pragnie mojej pomocy. Dlaczego w ogóle pozwolił mi tu zamieszkać. Od początku to zaplanował. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się smutno. 
A teraz nie umiem mu pomóc. Chociaż bardzo bym chciała. A może jest jakiś sposób? Jak tylko wróci, powiem mu, że z jego pomocą spróbuję. Może się uda. 
W końcu zmęczona i zdenerwowana usnęłam na kanapie. Męczyły mnie straszne sny, w których policja oznajmiała mi, że znaleziono martwego Edwarda w rynsztoku. 

W środku nocy wybudziło mnie walenie do drzwi, a potem chrobot klucza. Zerwałam się szybko i zapaliłam światło. 
W progu stał Edward. Słowo stał, nie całkiem oddaje to, co widziałam. Raczej się kołysał. Był pijany, przewrócił się na progu. Podeszłam do niego i wciągnęłam do środka. Poklepałam go po policzku. 
- Edward, słyszysz mnie? Obudź się, Edward! Wiesz, jak się o ciebie martwiłam? 
- Ależ dlaczego kochanie? - wybełkotał. - Ze mną jest wszystko okej. Czuję się wyśmienicie. 
- Proszę cię, idź pod prysznic. Zaparzę ci kawy. Ocuci cię trochę. 
W końcu dał się namówić, mamrocząc sobie pod nosem. Spojrzałam na zegarek. Była trzecia. I tak już nie usnę. 
Poszłam do kuchni, zaparzyłam kawę, także dla siebie i czekałam na niego. 
Wyszedł po piętnastu minutach i wyglądał lepiej. Wzrok nadal miał mętny. 
Upiwszy łyka, westchnął przeciągle i spojrzał na mnie. 
- Dlaczego tak się o mnie troszczysz? - zapytał. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. 
- Bo mieszkam tutaj już jakiś czas, traktuje cię jak kogoś bliskiego, jak Jaspera. A właśnie, muszę do niego zadzwonić. 
- Jak Jaspera? - zaczął się do mnie przybliżać. - Ale ja nim nie jestem, w każdym calu – stanął tuż przede mną, poczułam jego oddech na twarzy. 
Przełknęłam głośno. 
- Zauważyłam – wyszeptałam cicho. 
- A co, jeśli nie chcę, żebyś mnie tak traktowała? - wyciągnął rękę i położył na mojej szyi. Zaczął kierować ją na kark, bardzo powoli. 
- Edward jesteś pijany, nie wiesz co mówisz. 
Zaschło mi w ustach, bo druga ręka właśnie sunęła po moim boku. 
Serce biło mi, jak oszalałe. 
- Bello, czy to teraz ważne? – wyszeptał mi do ucha, a jego oddech owiał mi policzek. - Wiem, że tego chcesz. 
- Edward... 
Trzymając mnie za kark, przyciągnął gwałtownie, przyciskając wargi do moich ust. Chciałam go odepchnąć, jednak po chwili moje ręce owinęły się wokół jego szyi. Przycisnął mnie do lodówki, a ja poczułam chłód na plecach. 
Całował mnie gwałtownie i mocno, wsadzając ręce w moje włosy. Rozsunął mi językiem usta, po czym wsunął go do środka. Wyszłam jego językowi na spotkanie. Walczyliśmy, kąsaliśmy i ssaliśmy nawzajem. Złapał mnie za biodra i podniósł do góry, nie przerywając pocałunku. Owinęłam nogi wokół niego. Poruszył się przy mnie gwałtownie, a ja jęknęłam głośno. 
To ostudziło Edwarda. Spojrzał na mnie przerażony, po czym mnie puścił. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co się stało. Patrzyliśmy sobie w oczy, nie wiedząc co powiedzieć. 
W końcu zawstydzona i zaczerwieniona uciekłam do pokoju, zostawiając go w kuchni. 
Co to w ogóle było?! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz