niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział siódmy

Rozdział 7 

PWB 

Ach, więc to była Victoria, o której nasłuchałam się tyle od Jaspera. Słuchałam wcześniej jego opowiadań i wyobrażałam ją sobie jako brzydką i straszną kobietę. Tymczasem ona była piękna. To, co rzucało się w oczy, to jej przeraźliwa szczupłość i wysoki wzrost. Płomiennorude włosy spływały jej kaskadą na ramiona. Twarz miała alabastrową, bez żadnych skaz. Niezwykle niebieskie oczy ciskały we mnie gromy. 
Podeszła do mnie powoli, zlustrowała spojrzeniem, po czym stanęła przed Edwardem i z całej siły uderzyła go w twarz. Zamarłam. 
Oczy Edwarda zwęziły się, co było oznaką, że jest zły. Victoria, widząc to spojrzenie, odsunęła się nieznacznie. Jednak szybko odzyskała rezon. 
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczała. – Nie dzwonisz do mnie, nie odpowiadasz na moje smsy, a teraz sprowadziłeś sobie tą wywłokę! 
Sapnęłam oburzona i już miałam jej wygarnąć, gdy Jasper złapał mnie za rękę, powstrzymując mnie. Spojrzałam na niego, a on puścił do mnie oczko. 
W końcu odezwał się Edward, przerażająco spokojnym tonem głosu. 
- Victorio, czy ja ci kiedykolwiek obiecywałem, że masz mnie na wyłączność? Zapewniałem, że żywię do ciebie jakieś większe uczucia? Na początku naszej znajomości powiedziałem ci, że nie jestem typem, który wiąże się na stałe. Zgodziłaś się na to. Tylko seks i dobra zabawa. Taka była umowa. Kochanie, nie jesteś typem kobiety, którą mężczyzna chciałby mieć za żonę. Kochankę - owszem, ale nic więcej. I zapamiętaj sobie – Bella nie jest wywłoką. Jest normalną dziewczyną, której po prostu pomagam i nie ma w tym żadnych seksualnych podtekstów. Nie wszyscy są tacy obłudni jak ty. 
Edward skończył, po czym spojrzał na nas. Jasper z trudem powstrzymywał śmiech. Ja uśmiechnęłam się szeroko. Miałam wielką ochotę coś jej powiedzieć, ale przemowa Edwarda chyba była wystarczająca. 
Victoria wyglądała, jakby z uszu miała jej zaraz wylecieć para. Podeszła do mnie bardzo blisko i syknęła: 
- To jeszcze nie koniec, zdziro. Nie będziesz mieć Edwarda, jeszcze się z tobą policzę. 
Uśmiechnęłam się do niej słodko, po czym złapałam jej torebkę i wyrzuciłam przez okno. 
- Moja droga, jesteś tu przecież mile widziana. Każdy lubi oglądać, jak ludzie robią z siebie przedstawienie. Edwarda mogę ci odstąpić, jednak obawiam się, że chyba by wolał wyłupić sobie oczy, niż na ciebie patrzeć. Więc - pa, pa. 
Pomachałam jej i trzasnęłam drzwiami przed nosem. Jasper, już nie mogąc dłużej się powstrzymywać, wybuchnął tak głośnym śmiechem, że musiałam zakryć uszy. 
- Och, mała, to było świetne! Przybij piątkę, o tak! Wiedziałem, że jesteś ostra zawodniczka. Ja na twoim miejscu bym jej jeszcze przywalił. 
- Nie myśl, że o tym nie myślałam. Jednak czasami słowa działają więcej, niż pięści. Ojciec mnie tego nauczył. Już mam dość wrażeń na dziś, więc odmawiam dalszego oglądania tego straszydła. 
- W takim razie, trzeba wymyślić coś innego. Nie chce mi się iść do biura, a znając Edwarda, zaraz by mnie tam zaciągnął. 
- Nie, wiesz co? Ja pójdę i się położę. Rozbolała mnie głowa. Chyba głupota tak na mnie działa – zaśmiałam się. Obudźcie mnie, jak się zacznie „Dr. House”. Szczerze mówiąc, nic nie rozumiem z tego serialu, ale główny bohater bardzo przypadł mi do gustu. I może nauczę się trochę medycyny z waszych czasów. 
- Nie bierz tego na serio. Prędzej umarłabyś stosując się do tego, co oni tam mówią. A do nauki lepszy jest „Ostry dyżur”. Sam kiedyś chciałem być lekarzem, mając nadzieję, że spotkam taką gorącą Abby. 
Pokręciłam głową. On był niemożliwy, naprawdę. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się. Zanim się spostrzegłam, usnęłam. 

Minął następny tydzień, wypełniony oglądaniem telewizji, gotowaniem, praniem i czytaniem. Zaczęło mnie to trochę nudzić, choć przecież byłam do tego przyzwyczajona. 
Jasper nie przychodził teraz tak często, bo mieli w firmie jakieś pilne zadanie. Edwarda widywałam jedynie późnym wieczorem. Przychodził zmęczony, czasami nawet nic nie jadł, tylko od razu szedł do łóżka. 
Coraz częściej rozmyślałam nad tym, dlaczego pozwala mi tu mieszkać. Czułam, że coś się za tym kryje. I nie wiedziałam, czemu tak od razu mi uwierzył. Przecież podróże w czasie to coś niemożliwego. Sam mi to kiedyś powiedział. A on, tak z marszu, od razu przyjął moje wytłumaczenie. Jeśli nie Edward, to ja odważę się pierwsza poruszyć ten temat. Miałam niemal pewność, że to nie będzie nic dobrego. 
Ten człowiek skrywał w sobie jakąś tajemnicę. To było widać w jego oczach. Wyziewał z nich ból i przeraźliwa pustka. Czasami siadał i zamyślał się na długą chwilę, nie zwracając uwagi na nic. Wyglądał wtedy na tak samotnego, że za każdym razem musiałam się powstrzymywać, żeby nie podbiec do niego i go nie przytulić. W jego przeszłości musiało zdarzyć się coś strasznego. Coś, co nie daje mu spokoju. Rozumiałam go, bo i mnie demony przeszłości nie chciały opuścić. Koszmary powracały znienacka, kiedy już myślałam, że nigdy nie wrócą. Wiem, że do końca życia tego nie zapomnę. 
Czasami przypominam sobie o moim życiu, sprzed tego tragicznego dnia. Jaka byłam wtedy szczęśliwa, jaka radosna. Zawsze byłam oczkiem w głowie ojca. Kupował mi wszystko, czego pragnęłam. Myślenie o tym było masochizmem, jednak chciałam o tym pamiętać. 
Najgorsze było to, że z upływem lat, w mojej głowie zacierał się obraz ojca. To jak wyglądał, jak brzmiał jego śmiech. Jak jego brwi marszczyły się, gdy myślał o czymś intensywnie. I jego zapach – mieszanka cygar, drogich perfum i brylantyny. Jako dziecko kochałam go wdychać. Całe dzieciństwo to chwile spędzone z ojcem. Nauka jazdy konno, strzelania, czytanie opowiadań przed kominkiem. 
Nim się spostrzegłam, łzy leciały mi po policzkach. Pozwoliłam sobie na płacz, choć ten jeden raz. Położyłam się więc na łóżku i płakałam. Płakałam z głębi mojego serca - za ojcem, za utraconym życiem, za matką, której nie zdążyłam poznać. Chyba tego potrzebowałam. Lata bycia silną i niezależną skumulowały we mnie emocje, którym w końcu musiałam dać wypłynąć. 
Nareszcie mogłam odetchnąć pełną piersią, czułam się lżejsza na sercu. 

Nagle usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, więc szybko otarłam twarz z łez. W progu stał Edward z dziwnym wyrazem twarzy. Po jakiejś minucie się odezwał. 
- Musimy porozmawiać 
Zdałam sobie sprawę, że upragniona przeze mnie rozmowa, w końcu nadeszła. 

PWE 

Nie mogłem się dziś na niczym skupić. Papiery wypadały mi z rąk, rozlałem kawę. Zupełnie, jak pierwszego dnia, gdy spotkałem Bellę. 
Bella. Cały tydzień zaprzątała me myśli, musiałem w końcu z nią porozmawiać. Nie mogę tego wiecznie odkładać. Minęły już przecież ponad dwa tygodnie, odkąd tu jest. 
Wiedziałem, że czegoś się domyśla. Czasem spoglądała na mnie podejrzliwym okiem, a gdy ją na tym przyłapywałem, czerwieniła się. Jeśli z nią nie porozmawiam, może odejść. Przecież nic jej tu nie trzyma. 
Jasper wielokrotnie mówił jej, że może jej załatwić mieszkanie. Odmawiała mu i nie wiedziałem, z jakiego powodu. Mogła też zamieszkać u niego. Właściwie, traktowali się jak rodzeństwo. 
Czy dzisiaj jest odpowiedni moment? Jasper nie przyjdzie, bo wyjechał na dwa dni do Chicago, aby podpisać kontrakt. Nie ma więc nikogo, kto mógłby przerwać mi i Belli. 
Boże, czemu to musi być takie trudne? Jestem przecież Edward Cullen. Odważny, bezwzględny i nieprzejednany. Nie poradzę sobie z jedną kobietą? 
Wstałem. Czas zakończyć tą gierkę. Porozmawiam z nią dzisiaj i poproszę o pomoc. Powiedziałem Claire, nowej sekretarce, że wychodzę i już nie wrócę do pracy. Wsiadłem do windy, nerwowo zagryzłem wargę i zjechałem na dół. 
Wytarłem spocone dłonie o marynarkę i odetchnąłem. W kuchni jej nie było, więc zapukałem do pokoju. Miała zaczerwienione oczy, musiała wcześniej płakać. Może znowu miała koszmar? W nocy dość często słyszałem, jak krzyczała. Zawsze chciałem pobiec i przytulić ją, jednak sądziłem, że nie byłoby to najlepszym pomysłem. 
W końcu odezwałem się, nie mogłem przecież w nieskończoność stać w progu drzwi do jej pokoju. Powiedziałem, że musimy porozmawiać. Wyglądała tak, jakby od dawna na to czekała. Pewnie tak było. 
- Siadaj koło mnie – odezwała się. 
Usiadłem, odchrząknąłem i wyrzuciłem z siebie: 
- Pomóż mi cofnąć się do przeszłości. 
Zrobiła wielkie oczy. Patrzyła się na mnie niedowierzająco, a w palcach mięła koc. 
- Co mam zrobić? Czyś ty oszalał? Myślisz, że wypowiadam magiczne zaklęcie i drzwi przede mną otwierają się? 
- A tak nie jest? 
- Nie, nie jest. Musisz mi powiedzieć jedną rzecz. Dlaczego od razu uwierzyłeś mi, że jestem z przeszłości? Skąd ta pewność, że nie jestem wariatką? 
Co mam jej powiedzieć? Czy to moment, w którym mam wyjawić całą prawdę? Jak ona to przyjmie? 
Nie mogłem tego przewidzieć. Jednak musiałem coś powiedzieć. 
- Dlaczego ci wierzę? Z powodu desperacji, przez naiwną nadzieję, która, jak widać, nie umarła we mnie do końca. Po prostu nie mam już nic do stracenia. Wszystko, co kochałem, już dawno straciłem. Nie mam, po prostu, innego wyjścia, jak ci uwierzyć. I do tego dochodzi to, że widziałem jak przechodziłaś. Wyglądało to jak z nie z tego świata. Jak magia. 
- Co się stało? Co takiego wydarzyło się w twojej przeszłości, że taki jesteś? Zgorzkniały, nieszczęśliwy i bez radości w oczach. Widzę to, bo sama taka jestem. Proszę, powiedz. 
Odetchnąłem głęboko. Teraz, albo nigdy. 
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć? Ty straciłaś ojca, wiem o tym. Jednak ja straciłem dwie osoby. I to z własnej winy. Nie może być nic gorszego. 
- Kogo straciłeś? 
- Catherine, miłość mojego życia. Oraz moje dziecko, moje nienarodzone dziecko, o którym dowiedziałem się za późno. Zginęli przeze mnie… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz