niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział siódmy

Rozdział 7 

PWB 

Ach, więc to była Victoria, o której nasłuchałam się tyle od Jaspera. Słuchałam wcześniej jego opowiadań i wyobrażałam ją sobie jako brzydką i straszną kobietę. Tymczasem ona była piękna. To, co rzucało się w oczy, to jej przeraźliwa szczupłość i wysoki wzrost. Płomiennorude włosy spływały jej kaskadą na ramiona. Twarz miała alabastrową, bez żadnych skaz. Niezwykle niebieskie oczy ciskały we mnie gromy. 
Podeszła do mnie powoli, zlustrowała spojrzeniem, po czym stanęła przed Edwardem i z całej siły uderzyła go w twarz. Zamarłam. 
Oczy Edwarda zwęziły się, co było oznaką, że jest zły. Victoria, widząc to spojrzenie, odsunęła się nieznacznie. Jednak szybko odzyskała rezon. 
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczała. – Nie dzwonisz do mnie, nie odpowiadasz na moje smsy, a teraz sprowadziłeś sobie tą wywłokę! 
Sapnęłam oburzona i już miałam jej wygarnąć, gdy Jasper złapał mnie za rękę, powstrzymując mnie. Spojrzałam na niego, a on puścił do mnie oczko. 
W końcu odezwał się Edward, przerażająco spokojnym tonem głosu. 
- Victorio, czy ja ci kiedykolwiek obiecywałem, że masz mnie na wyłączność? Zapewniałem, że żywię do ciebie jakieś większe uczucia? Na początku naszej znajomości powiedziałem ci, że nie jestem typem, który wiąże się na stałe. Zgodziłaś się na to. Tylko seks i dobra zabawa. Taka była umowa. Kochanie, nie jesteś typem kobiety, którą mężczyzna chciałby mieć za żonę. Kochankę - owszem, ale nic więcej. I zapamiętaj sobie – Bella nie jest wywłoką. Jest normalną dziewczyną, której po prostu pomagam i nie ma w tym żadnych seksualnych podtekstów. Nie wszyscy są tacy obłudni jak ty. 
Edward skończył, po czym spojrzał na nas. Jasper z trudem powstrzymywał śmiech. Ja uśmiechnęłam się szeroko. Miałam wielką ochotę coś jej powiedzieć, ale przemowa Edwarda chyba była wystarczająca. 
Victoria wyglądała, jakby z uszu miała jej zaraz wylecieć para. Podeszła do mnie bardzo blisko i syknęła: 
- To jeszcze nie koniec, zdziro. Nie będziesz mieć Edwarda, jeszcze się z tobą policzę. 
Uśmiechnęłam się do niej słodko, po czym złapałam jej torebkę i wyrzuciłam przez okno. 
- Moja droga, jesteś tu przecież mile widziana. Każdy lubi oglądać, jak ludzie robią z siebie przedstawienie. Edwarda mogę ci odstąpić, jednak obawiam się, że chyba by wolał wyłupić sobie oczy, niż na ciebie patrzeć. Więc - pa, pa. 
Pomachałam jej i trzasnęłam drzwiami przed nosem. Jasper, już nie mogąc dłużej się powstrzymywać, wybuchnął tak głośnym śmiechem, że musiałam zakryć uszy. 
- Och, mała, to było świetne! Przybij piątkę, o tak! Wiedziałem, że jesteś ostra zawodniczka. Ja na twoim miejscu bym jej jeszcze przywalił. 
- Nie myśl, że o tym nie myślałam. Jednak czasami słowa działają więcej, niż pięści. Ojciec mnie tego nauczył. Już mam dość wrażeń na dziś, więc odmawiam dalszego oglądania tego straszydła. 
- W takim razie, trzeba wymyślić coś innego. Nie chce mi się iść do biura, a znając Edwarda, zaraz by mnie tam zaciągnął. 
- Nie, wiesz co? Ja pójdę i się położę. Rozbolała mnie głowa. Chyba głupota tak na mnie działa – zaśmiałam się. Obudźcie mnie, jak się zacznie „Dr. House”. Szczerze mówiąc, nic nie rozumiem z tego serialu, ale główny bohater bardzo przypadł mi do gustu. I może nauczę się trochę medycyny z waszych czasów. 
- Nie bierz tego na serio. Prędzej umarłabyś stosując się do tego, co oni tam mówią. A do nauki lepszy jest „Ostry dyżur”. Sam kiedyś chciałem być lekarzem, mając nadzieję, że spotkam taką gorącą Abby. 
Pokręciłam głową. On był niemożliwy, naprawdę. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się. Zanim się spostrzegłam, usnęłam. 

Minął następny tydzień, wypełniony oglądaniem telewizji, gotowaniem, praniem i czytaniem. Zaczęło mnie to trochę nudzić, choć przecież byłam do tego przyzwyczajona. 
Jasper nie przychodził teraz tak często, bo mieli w firmie jakieś pilne zadanie. Edwarda widywałam jedynie późnym wieczorem. Przychodził zmęczony, czasami nawet nic nie jadł, tylko od razu szedł do łóżka. 
Coraz częściej rozmyślałam nad tym, dlaczego pozwala mi tu mieszkać. Czułam, że coś się za tym kryje. I nie wiedziałam, czemu tak od razu mi uwierzył. Przecież podróże w czasie to coś niemożliwego. Sam mi to kiedyś powiedział. A on, tak z marszu, od razu przyjął moje wytłumaczenie. Jeśli nie Edward, to ja odważę się pierwsza poruszyć ten temat. Miałam niemal pewność, że to nie będzie nic dobrego. 
Ten człowiek skrywał w sobie jakąś tajemnicę. To było widać w jego oczach. Wyziewał z nich ból i przeraźliwa pustka. Czasami siadał i zamyślał się na długą chwilę, nie zwracając uwagi na nic. Wyglądał wtedy na tak samotnego, że za każdym razem musiałam się powstrzymywać, żeby nie podbiec do niego i go nie przytulić. W jego przeszłości musiało zdarzyć się coś strasznego. Coś, co nie daje mu spokoju. Rozumiałam go, bo i mnie demony przeszłości nie chciały opuścić. Koszmary powracały znienacka, kiedy już myślałam, że nigdy nie wrócą. Wiem, że do końca życia tego nie zapomnę. 
Czasami przypominam sobie o moim życiu, sprzed tego tragicznego dnia. Jaka byłam wtedy szczęśliwa, jaka radosna. Zawsze byłam oczkiem w głowie ojca. Kupował mi wszystko, czego pragnęłam. Myślenie o tym było masochizmem, jednak chciałam o tym pamiętać. 
Najgorsze było to, że z upływem lat, w mojej głowie zacierał się obraz ojca. To jak wyglądał, jak brzmiał jego śmiech. Jak jego brwi marszczyły się, gdy myślał o czymś intensywnie. I jego zapach – mieszanka cygar, drogich perfum i brylantyny. Jako dziecko kochałam go wdychać. Całe dzieciństwo to chwile spędzone z ojcem. Nauka jazdy konno, strzelania, czytanie opowiadań przed kominkiem. 
Nim się spostrzegłam, łzy leciały mi po policzkach. Pozwoliłam sobie na płacz, choć ten jeden raz. Położyłam się więc na łóżku i płakałam. Płakałam z głębi mojego serca - za ojcem, za utraconym życiem, za matką, której nie zdążyłam poznać. Chyba tego potrzebowałam. Lata bycia silną i niezależną skumulowały we mnie emocje, którym w końcu musiałam dać wypłynąć. 
Nareszcie mogłam odetchnąć pełną piersią, czułam się lżejsza na sercu. 

Nagle usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, więc szybko otarłam twarz z łez. W progu stał Edward z dziwnym wyrazem twarzy. Po jakiejś minucie się odezwał. 
- Musimy porozmawiać 
Zdałam sobie sprawę, że upragniona przeze mnie rozmowa, w końcu nadeszła. 

PWE 

Nie mogłem się dziś na niczym skupić. Papiery wypadały mi z rąk, rozlałem kawę. Zupełnie, jak pierwszego dnia, gdy spotkałem Bellę. 
Bella. Cały tydzień zaprzątała me myśli, musiałem w końcu z nią porozmawiać. Nie mogę tego wiecznie odkładać. Minęły już przecież ponad dwa tygodnie, odkąd tu jest. 
Wiedziałem, że czegoś się domyśla. Czasem spoglądała na mnie podejrzliwym okiem, a gdy ją na tym przyłapywałem, czerwieniła się. Jeśli z nią nie porozmawiam, może odejść. Przecież nic jej tu nie trzyma. 
Jasper wielokrotnie mówił jej, że może jej załatwić mieszkanie. Odmawiała mu i nie wiedziałem, z jakiego powodu. Mogła też zamieszkać u niego. Właściwie, traktowali się jak rodzeństwo. 
Czy dzisiaj jest odpowiedni moment? Jasper nie przyjdzie, bo wyjechał na dwa dni do Chicago, aby podpisać kontrakt. Nie ma więc nikogo, kto mógłby przerwać mi i Belli. 
Boże, czemu to musi być takie trudne? Jestem przecież Edward Cullen. Odważny, bezwzględny i nieprzejednany. Nie poradzę sobie z jedną kobietą? 
Wstałem. Czas zakończyć tą gierkę. Porozmawiam z nią dzisiaj i poproszę o pomoc. Powiedziałem Claire, nowej sekretarce, że wychodzę i już nie wrócę do pracy. Wsiadłem do windy, nerwowo zagryzłem wargę i zjechałem na dół. 
Wytarłem spocone dłonie o marynarkę i odetchnąłem. W kuchni jej nie było, więc zapukałem do pokoju. Miała zaczerwienione oczy, musiała wcześniej płakać. Może znowu miała koszmar? W nocy dość często słyszałem, jak krzyczała. Zawsze chciałem pobiec i przytulić ją, jednak sądziłem, że nie byłoby to najlepszym pomysłem. 
W końcu odezwałem się, nie mogłem przecież w nieskończoność stać w progu drzwi do jej pokoju. Powiedziałem, że musimy porozmawiać. Wyglądała tak, jakby od dawna na to czekała. Pewnie tak było. 
- Siadaj koło mnie – odezwała się. 
Usiadłem, odchrząknąłem i wyrzuciłem z siebie: 
- Pomóż mi cofnąć się do przeszłości. 
Zrobiła wielkie oczy. Patrzyła się na mnie niedowierzająco, a w palcach mięła koc. 
- Co mam zrobić? Czyś ty oszalał? Myślisz, że wypowiadam magiczne zaklęcie i drzwi przede mną otwierają się? 
- A tak nie jest? 
- Nie, nie jest. Musisz mi powiedzieć jedną rzecz. Dlaczego od razu uwierzyłeś mi, że jestem z przeszłości? Skąd ta pewność, że nie jestem wariatką? 
Co mam jej powiedzieć? Czy to moment, w którym mam wyjawić całą prawdę? Jak ona to przyjmie? 
Nie mogłem tego przewidzieć. Jednak musiałem coś powiedzieć. 
- Dlaczego ci wierzę? Z powodu desperacji, przez naiwną nadzieję, która, jak widać, nie umarła we mnie do końca. Po prostu nie mam już nic do stracenia. Wszystko, co kochałem, już dawno straciłem. Nie mam, po prostu, innego wyjścia, jak ci uwierzyć. I do tego dochodzi to, że widziałem jak przechodziłaś. Wyglądało to jak z nie z tego świata. Jak magia. 
- Co się stało? Co takiego wydarzyło się w twojej przeszłości, że taki jesteś? Zgorzkniały, nieszczęśliwy i bez radości w oczach. Widzę to, bo sama taka jestem. Proszę, powiedz. 
Odetchnąłem głęboko. Teraz, albo nigdy. 
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć? Ty straciłaś ojca, wiem o tym. Jednak ja straciłem dwie osoby. I to z własnej winy. Nie może być nic gorszego. 
- Kogo straciłeś? 
- Catherine, miłość mojego życia. Oraz moje dziecko, moje nienarodzone dziecko, o którym dowiedziałem się za późno. Zginęli przeze mnie… 
Rozdział 6 

PWE 

Poczułem ciepło rozchodzące się po moim ciele, którego źródło znajdowało się w okolicach podbrzusza. Czułem je coraz wyżej i wyżej, aż w końcu otworzyłem powieki. Jezu, jak przyjemnie… 
Spojrzały na mnie duże brązowe oczy, które zaraz skierowały się na moje usta. Matko Boska, czy ja dobrze widzę? Bella? 
Nachyliła się bardzo powoli, po czym potarła swoimi ustami o moje. Zadrżałem. Złapała mnie za włosy i w końcu z całej siły przycisnęła do mnie. Całowała mnie bardzo zachłannie, a ja mimowolnie rozchyliłem wargi, wychodząc jej językowi na spotkanie. Jęczała i szarpała za moje włosy, aż w końcu odsunęła się na chwilę. 
- Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłam, chciałam to zrobić – wyszeptała. 
Nie wytrzymałem. Złapałem ją mocno za głowę i przycisnąłem jej usta do swoich. Kąsałem je, ssałem język, a ona mruczała cicho. Włożyła mi dłoń pod koszulę i zaczęła głaskać moje ramiona. Zjechałem ustami do jej szyi i ugryzłem lekko, po czym zacząłem lizać. Smakowała bosko. 
Nie mogąc się powstrzymać, złapałem ją i rzuciłem na łóżko. Chciałem ją poczuć pod sobą. Automatycznie przycisnąłem do niej biodra, ruszając nimi nieznacznie. Z jej ust wyszedł przerywany jęk. 
Włożyłem rękę pod jej koszulkę, pragnąc dotyku gładkiej skóry. Gładziłem płaski brzuch, zjeżdżając palcami w okolicę krawędzi jej majtek. Wiła się pode mną i skomlała. Nie mogłem się powstrzymać i zdjąłem jej bluzkę, by zobaczyć jak najszybciej piersi. Miała na sobie czarny, fiszbinowy biustonosz, który ściskał je i podnosił do góry… piękny widok. Przejechałem opuszkami po szyi, kierując się bardzo powoli w ich okolice. 
Dotknąłem przez materiał stanika, najpierw delikatnie palcami, po czym położyłem na nich całe ręce. Zacząłem nimi masować je i ugniatać. Włożyłem palce pod skromny kawałek materiału, którymi były zakryte i dotknąłem sutków. Gdy to zrobiłem, wciągnęła głęboko powietrze i głośno jęknęła. Złapała mnie za szyję, po czym wyszeptała do ucha: 
- Chcę się z tobą kochać. 
Wstrząsnął mną dreszcz podniecenia. Skierowałem dłoń niżej, do jej nóg i złapałem za krawędź majtek. Pociągnąłem za nie i... 
Usiadłem gwałtownie, czując jak spływa ze mnie pot. Przejechałem ręką po czole. To był tylko sen, to był tylko sen – powtarzałem sobie. 
Minął tydzień, odkąd Bella tu mieszka, a dotąd nie przeżyłem czegoś takiego. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Przez ten czas nawet za bardzo nie zwracałem na nią uwagi, zajęty pracą. 
Najwięcej czasu dziewczyna spędzała sama lub z Jasperem, co było fascynujące. Między tą dwójką zawiązała się dziwna zażyłość. Mój przyjaciel przychodził wieczorami i przynosił filmy, bo Bella, jak się okazało, była zagorzałą kinomanką. I miała całkiem niezły gust. 
Po kilkunastu seansach miała już swojego ulubionego aktora, na którego widok po cichu wzdychała. Jednak zapytana o niego, odpowiadała, że wcale jej się nie podoba, a tylko zachwyca się jego zdolnościami. Tak, tak... jak większość kobiet na tym świecie. 
Wytężyłem ucho, bo usłyszałem jakieś dźwięki z jej pokoju. No tak, znowu to ogląda. Pokochała Jacka Sparrowa* dwa dni temu i po raz trzeci ogląda film z nim. To było jasne, z pewnością to Johnny Deep** na nią działał. 
Usłyszałem jej śmiech. Jakże się zmieniła od chwili, gdy tu trafiła. Wszystko wokół tak jej już nie zaskakuje. Jasper nauczył Bellę obsługi telewizora i dvd, zabrał parę razy na obiad. Była oczarowana Nowym Jorkiem, podobały jej się neony, samochody, czy nawet zwykłe światła na przejściach. 
Wobec mnie nadal zachowywała pewien dystans, nie ufała mi i mało ze mną rozmawiała. A ja wiedziałem, że muszę w końcu się zebrać w sobie i zwyczajnie poprosić ją o pomoc. To dla mnie nowe doświadczenie, bo zawsze ktoś inny chciał jej ode mnie. 
Ale czy się zgodzi? Czy będzie chciała czegoś w zamian? Miałem tyle wątpliwości… 
Podobało jej się tu, to było widać gołym okiem. Czy będzie jednak chciała wrócić do przeszłości? Nie miałem pewności. 
Położyłem się z powrotem na łóżku, pragnąc znów zasnąć. Jednak od razu przypomniał mi się sen. Poruszyłem się, a już byłem pobudzony, stwardniałem - i to bardzo. Będę musiał się tym zająć. Wstałem i udałem się pod prysznic. Jak pieprzony nastolatek. 

PWB 

Ziewnęłam po raz drugi. Przyzwyczaiłam się do wylegiwania, nie ma co. Jeszcze nie tak dawno temu, byłabym już parę godzin na nogach. 
Westchnęłam. Nie wiem już, co mam myśleć. Dobrze mi tu, nie mogę zaprzeczyć. W mojej przeszłości nie ma nikogo, za kim bym tęskniła. Nie chcę wracać, ale też nie mogę wiecznie mieszkać u Edwarda. Tym bardziej, że on raczej niezbyt mnie lubi. 
Przez ostatni tydzień zachowywał się szorstko w stosunku do mnie i raczej mało ze mną rozmawiał. Nie wiem, czy ma mnie już dość, czy po prostu taki był. Widywałam go tylko rano i wieczorem, gdy wracał z pracy. Kiwał mi tylko głową, czasem pytał o mój dzień. 
Codziennie gotowałam, choć stanowczo mi tego zabronił. Po dwóch dniach nauczyłam się obsługi kuchenki i już nie miałam z nią problemu. Jednak okupiłam to bolesnymi oparzeniami. 
Powoli przyzwyczajam się do tutejszego świata. Jest naprawdę fascynujący i o wiele łatwiej w nim żyć. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy na wspomnienie, jak było jeszcze tydzień temu. 
Zaczęło się od zakupów. Wszystkie ubrania w sklepach były takie piękne i kolorowe. I bardzo kuse. Miałam pewność, że nie odważę się założyć takich rzeczy. W moich czasach za taki strój byłabym na ustach wszystkich i nie liczyłoby się, że jestem tylko służącą. A tutaj? Kobiety chodziły po ulicach obnażając piersi i pupę. Wszystko, co nosiły, było obcisłe i krótkie. I te buty, od których można dostać lęku wysokości… 
Pod pewnymi względami mój świat nie różnił się tak bardzo od tego. Tam też moda była istotna dla wyższych sfer, ktoś ubrany w sukienkę z poprzedniego sezonu był wytykany palcami. I ta bielizna. Zarumieniłam się na samo wspomnienie, bo przypomniałam sobie incydent w przymierzalni. Jak mi było wtedy wstyd, czułam się jakbym była zupełnie naga! 
I jeszcze spacer po Nowym Jorku; choć krótki, był niesamowity. Zbłaźniłam się przy obrotowych drzwiach, ale nie mogłam się powstrzymać. Czułam się jak małe dziecko na karuzeli, kręcąc się tak w kółko. Niesamowite uczucie. Ludzie patrzyli na mnie jak na szaloną, a Edward się ze mnie śmiał. Oni do wszystkiego są przyzwyczajeni, a ja jestem niczym noworodek poznający świat poprzez dotyk, smak czy węch. I tak się czuję. 

Jednak najmilszym momentem, odkąd tu jestem, było poznanie Jaspera. Czuję, jakbym znalazła swojego przyjaciela, choć zapewne za wcześnie, by już o tym mówić. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo przypomniałam sobie, jak się poznaliśmy. 
Jasper wpadł do Edwarda nazajutrz po tym, jak byliśmy na zakupach z Edwardem. Usłyszałam tylko jego krzyki. 
- Gdzie ona jest? Muszę ją w końcu zobaczyć. Rozmawiałem z Tanyą i zrelacjonowała mi wszystko. No, nie ukrywaj tego skarbu przed swoim kochanym przyjacielem. 
Wyszłam nieśmiało z pokoju, bo nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Przed sobą ujrzałam wysokiego blondyna, o pięknych, zielonych oczach. Gdy spojrzał na mnie, uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł i wziął mnie w objęcia. Byłam trochę zaskoczona. Tym bardziej, że pocałował mnie w policzek. 
- Wreszcie! Witaj, Bello. Niech ja się na ciebie popatrzę. Rzeczywiście, jesteś piękna! Jestem Jasper, wspólnik i najlepszy przyjaciel tego idioty – wskazał na Edwarda, puszczając do mnie oko. 
Uśmiechnęłam się do niego. Od razu polubiłam go za tą bezpośredniość. 
- Miło mi cię poznać. Jestem Bella, jak wiesz. Mieszkam u tego id... U Edwarda, przez jakiś czas. 
- Opowiadaj szybko, to prawda, że jesteś z przeszłości? Z Anglii? 
Spojrzałam na Edwarda. Nie wiedziałam, czy mogę coś wyjawić. Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami. Najwidoczniej mu ufał. 
- Tak, to prawda. Naprawdę w to wierzysz? 
- Żartujesz?! Powrót do przyszłości to jeden z moich ulubionych filmów! Jak byłem młodszy, to zawsze marzyłem, że cofnę się w czasie i na Dzikim Zachodzie będę walczyć z Indianami. 
- Powrót do przyszłości? - zapytałam zdezorientowana. 
- Pożyczę go i obejrzymy go. Mówię ci, bomba. A właśnie masz ochotę na film? Mam ze sobą tak: Piratów z Karaibów, Krzyk***, Wichrowe Wzgórza****, Leona Zawodowca*****, Requiem dla snu****** i Casablancę*******. Mieszanka wybuchowa. 
- Eee... nie wiem – dukałam – widziałam tylko kawałek jednego filmu. Ale może Piraci? Zawsze lubiłam słuchać opowieści o nich. 
- Okej, to włączamy. Zapewne będziesz zachwycać się Deppem - jak każda kobieta, którą znam. 
I miał rację. Byłam zachwycona aktorem, jego talentem i urodą. Śmiałam się na filmie, urzekł mnie główny bohater. Piękna aktorka, główna bohaterka, wzbudziła we mnie podziw. Tylko jej ukochany nie zrobił na mnie wrażenia. Gdy Jasper powiedział mi, że są kolejne części byłam bardzo ucieszona. 
I tak, po jednym dniu czułam się z nim, jakbym znała go od lat. Nie dziwię się, że Edward wybrał go na swojego przyjaciela. 
Tego dnia pierwszy raz zjadłam popcorn, który jednak nie przypadł mi do gustu. Jadłam frytki, które były przepyszne, zwłaszcza z tym sosem pomidorowym, który oni nazywali ketchupem. 
Jasper wyszedł późno w nocy, obiecując, że następnego dnia też przyjdzie. 

Poszłam spać w radosnym nastroju. Ze snu wyrwał mnie nagły hałas. Myśląc, że to dzwonek podeszłam do drzwi. Jednak dźwięk nie pochodził stamtąd. 
Nagle usłyszałam głos Edwarda i podskoczyłam przestraszona. 
- Bella, jesteś tam? 
- Edward? Gdzie jesteś? 
- Bello, jeśli tam jesteś, to podejdź do stolika przy telewizorze i podnieś słuchawkę. To jest to, co leży na tym kwadratowym pudełku. Podnieś ją i przyłóż do ucha. 
Podeszłam niepewnie, podniosłam, co jak mi się zdawało, było słuchawką i wyszeptałam. 
- Edward? 
- Złap ją odwrotnie. Dobrze. Czy mogłabyś pójść do mojego pokoju, wziąć czerwoną teczkę, która leży na komodzie i przyjechać tu z nią do mnie? Jest mi bardzo potrzebna. 
- Dobrze, będę za dziesięć minut, muszę się ubrać. 
- Dzięki, będę czekać. 
Wróciłam myślami do teraźniejszości. W sumie, nie miałam dzisiaj co robić. Była sobota, więc Jasper ma przyjść w południe z nowym filmem i chce zmusić Edwarda, by z nami oglądał. No cóż, nie wiem, czy mu się uda. 
Wstałam i poszłam do kuchni przyrządzić jakieś śniadanie. Gdy Edward się pojawił, wszystko stało już na stole. 

- Dzień dobry – przywitałam się. 
Stał na progu i dziwnie na mnie spoglądał. Zarumieniłam się, a on odchrząknął. 
- Cześć. Dzięki za śniadanie. Kiedy Jasper przyjdzie? Chyba się skuszę dziś na oglądanie z wami, bo mówił coś, że przyniesie jakiś horror. 
Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nigdy wcześniej nie chciał, a teraz zmienił zdanie? 
- Tak, chociaż powiedziałam mu, że nie mam zamiaru oglądać żadnych straszydeł. Stwierdził, że najwyżej będę zamykała oczy. Zobaczymy. 
Posiedzieliśmy chwilę ciszy, jedząc śniadanie, a po nim Edward zamknął się w pokoju twierdząc, że musi poprawić jakieś notatki. 
Posprzątałam kuchnię i wzięłam książkę, którą przyniósł mi wczoraj Jasper. Wichrowe wzgórza. Tak się zaczytałam w tragicznych losach Katty i Heathcliff'a, że nie zauważyłam nawet, gdy wybiła dwunasta. Chwilę później zadzwonił dzwonek. 
- Och, nie udawaj dżentelmena, który zawsze dzwoni do drzwi – zaśmiałam się, a Jasper wszedł do środka. 
- Moja droga, jam dżentelmen w każdym calu – skłonił się wytwornie – wyssałem to z mlekiem matki. A teraz, damo mego serca, chodźmy po tego niegodziwca, sir Edwarda. 
Otworzył drzwi do jego pokoju bez pukania, mówiąc: 
- Przyprowadź tu swe łaskawe dupsko, sir Edwardzie. Jako że Bella nie chciała oglądać w nocy, będziemy ją straszyć w dzień. 
Edward westchnął, a następnie udał się do kuchni. Wrócił z dwoma kubkami lodów i usiadł na kanapie obok Jaspera. Mówiąc szczerze, trochę się bałam. 
- Więc, Bellusiu moja droga, włączamy. Film nazywa się The Ring i nie jest może jakoś bardzo straszny, ale znając kobiety... 
Po pół godzinie oglądania i ciągłego wczepiania się w ramię Jaspera, miałam troszkę dość. Obaj się ze mnie śmiali i co jakiś czas straszyli, krzycząc znienacka. Właśnie na ekranie pojawiła się straszna kobieta, która przeraźliwie krzyczała i... 
- Co to za dz***a mieszka pod twoim dachem?! Więc to jednak prawda! Zdradzasz mnie z takim nie wiadomo czym?! 
Podskoczyłam przestraszona. W progu stała filigranowa kobieta, o rudych włosach, która właśnie zabijała mnie wzrokiem. 
Edward wstał i westchnął. 
- Witaj, Victorio. 

Rozdział czwarty

Rozdział 5 

PWB 

Niepokoiło mnie to, że był taki tajemniczy. Chciałam wiedzieć już teraz. 
- Dlaczego nie może mi pan powiedzieć w tej chwili? – zapytałam. 
- A dlaczego mamy się spieszyć? Pozna pani trochę miasto, zaaklimatyzuje się. A najważniejsze, zmieni pani tę bezkształtną sukmanę. Poza tym, mów mi Edward. 
Nie odezwałam się więcej, tylko przytaknęłam głową. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa i przysięgłam sobie, że to odkryję. 
Dojechaliśmy pod budynek, w którym znalazłam się wczoraj. Otworzono przede mną drzwi, a Edward podał mi rękę, za którą chwyciłam i zostałam wprowadzona do środka. Podeszliśmy do tych przesuwanych drzwi, których przestraszyłam się tak poprzedniego dnia. Zatrzymałam się nagle, nie chcąc iść dalej. 
- Co się stało? - zapytał Edward. 
- Nie chcę tam wchodzić. Poprzednim razem się udało, ale teraz możemy spaść. 
Spojrzał na mnie, po czym wybuchnął śmiechem. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się przed powiedzeniem mu, co o nim myślę. 
- Bello, mogę tak do ciebie mówić? Więc Bello, to jest winda. Służy do przemieszczania się w górę i w dół. Zapewniam cię, że nie spadniesz. Ludzie od dawna tym jeżdżą i im się krzywda nie dzieje. Przeważnie. 
Spojrzałam na niego sceptycznie, po czym odważnie postąpiłam naprzód, chcąc wejść do środka. Niestety drzwi się nie rozstąpiły i z całej siły uderzyłam w nie głową. 
Edward próbując zachować powagę, podszedł do mnie i dotknął mojego czoła. 
- Boli? Drzwi się same nie otworzą, trzeba wcisnąć ten przycisk – powiedział, po czym zademonstrował mi. 

Wjechaliśmy na górę i otworzył przede mną drzwi do swojego, jak to nazwał, apartamentu. Mimowolnie otworzyłam usta, podziwiając wnętrze. Wielkie okna, przesłonięte granatowymi zasłonami, ciemne ściany i podłoga, na którym leżał włochaty dywan. Brak obrazów czy innych ozdób na ścianach. Wszystko było takie surowe i mroczne. 
Edward złapał mnie za ramię i posadził na dziwnym łóżku, przypominającym trochę szezlong*, naprzeciwko którego stało wielkie, czarne pudło na szafce. 
Zaciekawiona podeszłam bliżej, chcąc dotknąć tej rzeczy, gdy nagle ze środka zaczęła krzyczeć na mnie jakaś dziewczyna! Topiła się! Przerażona zaczęłam krzyczeć i schroniłam się za łóżkiem. 
- Matko Boska, co to jest?! Czy ta dziewczyna jest tam uwięziona? Ratuj ją! Ona się topi! 
Edward spojrzał na mnie pobłażliwie, po czym odpowiedział: 
- Nikogo tam nie ma i nikt się nie topi. Hej, czemu płaczesz? 
- Nie widzisz? On zamarzł. Ją samą uratował, a sam stracił życie. Jak on musiał ją kochać… 
Edward przewrócił oczami. 
- Cholerny film, nawet kobiety z innej epoki na nim płaczą. To się nie dzieje naprawdę. To jest film. Coś takiego, jak przedstawienie teatralne. Aktorzy grają w nim, a potem puszczają to w telewizji. To, co widzisz przed sobą, to telewizor. Rozumiesz? 
Przytaknęłam. Nie wszystko, ale rozumiałam. 
- Czy ten film ma jakąś nazwę? – zapytałam, patrząc, jak piękną dziewczynę ratują mężczyźni z łódki. 
- Ma nazwę – Titanic. Przestań już ryczeć, chodź, pokażę ci twój pokój 
- O, ale ona teraz jest stara i to była jej opowieść! 
- Jezu, zostaw ten głupi film i chodź – złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć. 
Weszłam do pokoju, który był całkiem inny niż reszta domu. Jasny i przestronny, na parapecie stały kwiaty, firany były kremowego koloru. Przy ścianie stało duże łóżko, a przy nim komoda. Po drugiej stronie znajdowała się wielka, drewniana szafa. 
- To jest twój pokój. Powiedziałbym, żebyś się przespała, ale nawet nie masz w czym spać. Trzeba ci będzie kupić ubrania. Tylko nie wiem, kogo w to zaangażować. 
Nagle coś głośno zadzwoniło. Domyśliłam się, że pewnie dzwonek. Edward poszedł do drzwi, a ja podreptałam za nim. Moim oczom ukazała się piękna brunetka o zielonych oczach. Miała na sobie czerwoną, kusą sukienkę i buty na bardzo wysokim obcasie. 
-Tanyo, jak się cieszę, że cię widzę. - Edward uśmiechnął się, po czym mocno ją uściskał. 
- Tak, tak, ja też cię kocham. A teraz gadaj, czego chcesz. Ty nigdy nie jesteś taki miły. Nawet dla mnie czy Jaspera. Nie mówiąc już o twej kochanej dziewczynie. 
Nagle dostrzegła mnie za plecami Edwarda, zmrużyła oczy i się uśmiechnęła. 
- Czy to jest owa tajemnicza istota, o której Jasper nawijał mi wczoraj przez pół nocy? Naprawdę, żeby facet rozmawiał tyle przez telefon… Pokaż się no tu, nie bój się, nie ugryzę. 
Podeszłam do niej nieco bliżej. Kobieta obeszła mnie dookoła, wzięła w ręce rąbek mej sukienki, zmarszczyła nos i pokręciła głową. Złapała mnie za brodę i uważnie przyjrzała twarzy. Czułam się trochę nieswojo. 
- Piękna jesteś, to trzeba przyznać. Tylko co to za strój? Ze wsi przyjechałaś? Musisz zadbać o to, żeby Edward sprawił ci nową garderobę. 
- Właśnie, może byś mnie w tym wyręczyła? - odezwał się Edward. 
- Ach, to o to chodziło. Przykro mi słodziutki, ale wyjeżdżam na miesiąc do Paryża. Przyszłam do się pożegnać. A tak w ogóle, Victoria do mnie dzwoniła. Żaliła mi się, że jej nie kochasz i jako twoja najlepsza przyjaciółka, powinnam przemówić ci do rozsądku. Nie wiem, jak z tą kobietą wytrzymujesz. 
- Nie zaczynaj znowu. Skoro jedyna kobieta, która może wytrzymać ze mną, woli mnie jako przyjaciela, to cóż poradzić? - powiedział Edward, śmiejąc się. 
- Tak, zbyt cenię sobie swoje zdrowie psychiczne. No, lecę. Zaraz mam samolot. 
Podeszła do Edwarda i pocałowała go w policzek. On zrobił to samo, po czym ją przytulił. 
- Tylko dzwoń, okej? Muszę wiedzieć, czy cię jakiś żabojad nie zauroczył. 
- Będę, będę. W takim razie, do zobaczenia. Trzymaj się, jak masz na imię? A, wiem. Trzymaj się, Bello i nie daj temu tyranowi. 
Uśmiechnęłam się do niej. Bardzo sympatyczna dziewczyna. 

- Nie ma innego wyjścia, wygląda na to, że sam będę musiał się z tobą wybrać na te zakupy. Cholera, nie mam czasu na takie głupoty, ale nikogo innego nie znajdę. Chociaż, może Jasper... Nie, znając go, zrobiłby z ciebie Króliczka Playboy'a. Jesteś głodna? - Edward zakończył swój wywód i pociągnął mnie, jak mniemam, do kuchni. 
Wszystko w pomieszczeniu było lśniące, a ono same pełne sprzętów, których nie znałam. Wystrój podobny jak w reszcie domu, do tego czarne szafki z metalowymi okuciami, podłoga także w ciemnej tonacji. 
Edward podszedł do wielkiego urządzenia, otworzył je, dzięki czemu dojrzałam całą masę jedzenia. Zauważył, że przyglądam się zainteresowana. 
- To jest lodówka. Przechowujesz tu jedzenie, żeby się nie zepsuło. Tam jest mikrofalówka, odgrzewasz w niej zimne rzeczy. Reszty urządzeń lepiej nie ruszaj. Moja gosposia, Maria, ma wolne przez dwa tygodnie i poleciała na Kubę, odwiedzić swoją rodzinę. Z tego powodu musimy sobie radzić sami. Zrobię ci kanapkę. Może być z szynką i serem? 
Przytaknęłam. Krzątał się po kuchni, a ja obserwowałam go kątem oka. Nie zwróciłam wcześniej uwagi, jaki jest przystojny. Brązowe, przydługie włosy, które były bałaganem na głowie. Zielone jak szmaragd oczy i pełne usta. Tak, na pewno podobał się kobietom. Gdybym była inna, pewnie już dawno wzdychałabym na jego widok. 
Podał mi kanapkę, która była przepyszna. Edward zostawił mnie na chwilę samą, mówiąc, że musi coś dla mnie załatwić. Wrócił po piętnastu minutach, niosąc jakieś ubrania i buty. 
- To jest fascynujące, ile ciuchów można zebrać, chodząc po kobiecych pokojach – odezwał się od progu. - Masz, załóż te spodnie i bluzkę – podał mi wszystko, po czym kazał iść do pokoju. 
- Żarty sobie stroisz? Ja mam założyć spodnie? Kobiecie nie przystoi taki ubiór. 
- Bello, w tych czasach większość kobiet chodzi w spodniach. Rzadkością jest zobaczyć kobietę w sukience. 
Musiałam mu uwierzyć. Wzięłam ubrania i poszłam się przebrać do pokoju. Spodnie były trochę za ciasne, ale dało się w nich chodzić. Bluzka za to była idealna. Trochę dziwnie się czułam tak ubrana, jakbym była naga. Spojrzałam w lustro i zaniemówiłam. Wyglądałam zupełnie inaczej. Założyłam też buty, które Edward podał mi przez drzwi. Na szczęście, nie miały obcasów. 

Edward czekał już na zewnątrz. Omiótł mnie wzrokiem, po czym kazał iść za nim. Szybko zjechaliśmy windą na dół, a ja już się tak nie bałam, jak wcześniej. 
- Czy pojedziemy pańskim czarnym powozem, czy może takim żółtym, których tu tyle jeździ? - zapytałam. 
- To nie żadne powozy, tylko samochody. Te żółte - to taksówki. Ludzie płacą, żeby gdzieś nimi dojechać. Mój samochód to limuzyna. Jak widzisz, nie każdy może taką mieć. A teraz wsiadaj, bo czeka nas długa przeprawa z twoją garderobą. 

PWE 

Kazałem kierowcy jechać na Piątą Aleję**, bo wiedziałem, że tam obsłużą mnie perfekcyjnie. 
Obserwowałem Bellę, która wyglądała przez okno z zachwyconym wyrazem twarzy. Teraz już byłem przekonany, że mówiła prawdę, nikt nie potrafiłby tak udawać. Tylko jak ja mam to teraz rozegrać? Muszę zdobyć jej zaufanie, choć strasznie mnie drażni. Cnotliwa panienka, nie znoszę takich. Jednak, prawdę mówiąc, była nawet miła. Jezu, muszę trzymać ją z dala od Victorii. Ona by ją zniszczyła. 
Dojechaliśmy w końcu, po długich minutach stania w korku. Pomogłem dziewczynie wysiąść i rozejrzałem się chwilę zdezorientowany, zastanawiając się, dokąd iść. Prada***. Skierowałam się do sklepu, ciągnąc wciąż zatrzymującą się dziewczynę za sobą. W drzwiach od razu przywitała mnie nad wyraz wylewna ekspedientka. 
- Och, pan Cullen! Serdecznie witamy. 
- Witaj, Sue. Mam dzisiaj ze sobą bardzo ciężki przypadek. 
Kobieta obejrzała Bellę od stóp do głów, po czym zapytała: 
- Jak bardzo chce pan, by pana towarzyszka dobrze wyglądała? 
- Bardzo. Koszty się nie liczą. 
Sue od razu zaświeciły się oczy. Zaprowadziła mnie na wygodny fotel i zaproponowała szampana. Nie odmówiłem. 
- A teraz, moja droga, czas się tobą zająć – powiedziała. 
- Sue, pokaż wszystkie sukienki z tegorocznej kolekcji. Tylko nic zbyt ekstrawaganckiego i odważnego. Pani Swan nie jest do takich rzeczy przyzwyczajona. 
Ekspedientka energicznie pokiwała głową i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Powróciła z górą sukienek, które położyła obok mnie. 
- Kotku, przymierz może najpierw tę fioletową z golfem i długimi rękawami. To ostatni krzyk mody. - Zagoniła Bellę do przymierzalni. 
Dziewczyna wyszła po chwili, ubrana w podaną sukienkę. - Stanowcze nie, nazbyt skromna i nie pasuje jej do cery. 
Pokręciłem głową. Następna sukienka - długa, z trenem, w kolorze burgunda. Odpada, przecież nie idzie na żadne przyjęcie. Po pięciu sukienkach i dwóch kieliszkach szampana, Bella siedziała trochę dłużej w przymierzalni. W chwili, gdy z niej wyszła, zakrztusiłem się pitym właśnie alkoholem. Miała na sobie czerwoną, zwiewną sukienkę bez ramiączek, która sięgała jej przed kolana. Delikatnie wycięty dekolt odkrywał zarys piersi. 
Wpatrywałem się w nią, dopóki nie odchrząknęła. 
- Tak, tę bierzemy – wydusiłem z siebie. 
- Ależ Edwardzie, ta sukienka jest bardzo nieprzyzwoita. Nie ośmielę się w niej chodzić – zaprotestowała Bella. 
- Ta sukienka? Nie widziałaś naprawdę nieprzyzwoitej. Nie mów nic, bierzemy ją i kropka. 
Jeszcze przez piętnaście minut Bella przymierzała sukienki i spódnice, po czym wyszliśmy. 
Następny sklep – .Bergdorf****. Ekspedientka przywitała mnie równie wylewnie, proponując szampana. Tym razem odmówiłem. 
Moja towarzyszka zaczęła przymierzać: popielaty, kaszmirowy golf od Missoni*****, czarna ołówkowa spódnica od Caroliny Herrery******, klasyczna mała czarna od Chanel*******. Wszystko bardzo skromne, ale i eleganckie. Pasowało do niej. Wyszliśmy stamtąd obładowani pakunkami. 
Udaliśmy się też do Manolo Blachnika******* po buty. Bella wzbogaciła się o dziesięć par nowych butów, w których, jak się zarzekała, nie będzie w stanie chodzić. Zostało jedno miejsce, które zostawiłem na końcu – Victoria Secret********. Naprawdę wolałbym, żeby udała się z nią tam kobieta, ale nie miałem wyjścia. Pewnie nie będzie zachwycona. 
Weszliśmy do sklepu, a oczy Belli zrobiły się jak spodki. 
- Matko Boska, co to jest? - zapytała zaskoczona. 
- Sklep z bielizną. I proszę cię, nie protestuj. Im szybciej znajdziemy odpowiednie rzeczy dla ciebie, tym szybciej wyjdziemy. 
Ekspedientka bez zbędnych ceregieli obejrzała ją dokładnie, a następnie z kilkoma zestawami zaprowadziła do przymierzalni. Od czasu do czasu, słyszałem tylko ciche westchnienia Belli i zachwyty sprzedawczyni. Byłem już trochę zmęczony. Spędziliśmy na zakupach dobre pół dnia. Victoria zawsze zadowalała się moją kartą, nigdy nie ciągnie mnie na długie zakupy. 
Hmm... Minęło dwadzieścia pięć minut od ostatniej przymiarki, a Bella nie wychodzi. Nie słychać też jej głosu. 
Podszedłem do przymierzalni i zawołałem ją. Nic. Słyszałem tylko muzykę dobiegającą z wewnątrz. A jednak nie, ciche nucenie doszło do mych uszu. Myśląc, że ubrała się już, otworzyłem drzwi i zamarłem. Bella stała tyłem, nucąc jakąś piosenkę Beyonce. Ale nie na to zwróciłem uwagę. 
Miała na sobie czarny, koronkowy komplet, który mocno prześwitywał. Do tego kręciła zgrabnym tyłeczkiem w rytm muzyki, przez co nie mogłem oderwać od niego wzroku. Bella w końcu mnie zauważyła i pisnęła, zakrywając piersi. 
- Przepraszam, długo nie wychodziłaś, wołałem cię, ale nie słyszałaś – wyrzucałem z siebie potok słów. 
Zaczerwieniona po czubki włosów, wyszła już ubrana z przymierzalni i udaliśmy się do wyjścia. Spojrzała na limuzynę i odezwała się: 
- Możemy przejść się chociaż kawałek? Nowy Jork jest taki piękny. 
Przytaknąłem i dałem znać szoferowi, żeby pojechał parę przecznic dalej. 
Bella szła i rozglądała się dookoła. Stawała przy szybach i zaglądała do środka. Czułem się, jakbym szedł z dzieckiem. 
Zatrzymała się pod bankiem, patrząc, jak ludzie przechodzą przez obrotowe drzwi. Nim spostrzegłem, już była w środku. Myślałem, że na środku ulicy dostanę ataku śmiechu, bo dziewczyna kręciła się wkoło, wraz z obrotami drzwi, a wszyscy ludzie gapili się na nią. Złapałem ją, gdy była po zewnętrznej stronie i wyciągnąłem na dwór. Była zasapana. 
- Fascynujący wynalazek - obrotowe drzwi, jak je nazywacie? 
- Właśnie tak, jak powiedziałaś. I zazwyczaj ludzie nie kręcą się w nich wkoło. To tak na przyszłość – poinformowałem ją. - Chodź, idziemy do limuzyny. 
Wsiedliśmy, a zmęczona Bella po chwili zamknęła oczy i krótko po tym usnęła. Ja natomiast, przez cała drogę ją obserwowałem. 

Rozdział trzeci

Rozdział 4 

PWE 

Nie dawało mi to spokoju. Nie mogłem skoncentrować się na pracy, bo mój umysł był zaprzątnięty zupełnie czymś innym. Nie mogłem sobie na to pozwolić. 
Nawet nie wiem, jak się nazywała. Czemu nie mogłem zapomnieć tej dziewczyny? To wszystko przez to, co mówiła. Jej słowa zagnieździły się w mojej głowie niczym ptak wijący gniazdo. Wiedziałem, że to jest absurdalne, ale nic nie mogłem poradzić na odrobinę nadziei, zupełnie bezpodstawnej i chorej, która wlewała się do mojego serca. 
Powiedziała, że jest z przeszłości. Oczywiście było to niezgodne z wszelkimi prawami fizyki, zupełne wariactwo, ale jeśli... jeśli to prawda? Potarłem brodę, wyczuwając opuszkami palców trzydniowy zarost na brodzie. Byłem zmęczony. 
Usiadłem z powrotem za biurkiem próbując skupić się na czymś innym, jednak moje myśli wciąż powracały do tej sprawy. Czy ja oszalałem? Zapewne, jeśli w ogóle rozważałem taką możliwość. Jednak, jeżeli mówiła prawdę o podróży w czasie, to może miałbym jeszcze szansę naprawić błędy? Może siedem lat cierpienia i obwiniania się odeszłoby w niepamięć? A ona nadal byłaby ze mną. Szczęśliwa, radosna i taka piękna... 
Nie, muszę przestać się zadręczać płonną nadzieją, naprawdę nie mam już siły. Nie chcę, żeby tak bolało. Wstałem, podszedłem do barku i nalałem sobie whisky. Spojrzałem na zegarek, była już dwudziesta pierwsza trzydzieści. Próbując się odprężyć, zamknąłem oczy. 
- Przyjacielu mój jedyny, czy to piękna nieznajoma tak cię wytrąciła z równowagi, że szkocka musi cię uspakajać? - usłyszałem jakże znajomy głos. 
- Jasper, ty zawsze wiesz, kiedy przyjść. Serio, nie mogłeś wybrać lepszego momentu – odparłem sarkastycznie – i skąd, do cholery, już o tym wiesz? 
- Człowieku, cały budynek huczy od plotek. Słyszałem niewiarygodne historie. A to, że spadła z nieba wprost w twoje ramiona, to znowu, że jest dziennikarką, która chce cię złapać na czymś niezgodnym z prawem. I moja ulubiona – jest matką twojego nieślubnego dziecka. No wiesz! Nawet na chrzciny mnie nie zaprosiłeś. 
- Zamknij się i zostaw mnie samego. 
- Nieładnie, to tak się odzywasz do swojego ulubionego wspólnika? 
- Jesteś moim jedynym wspólnikiem. 
- Nie dziwię się. Inny oddałby udziały już po jednym dniu pracy z tobą. 
W chwilach takich jak te miewałem go serdecznie dość. Usiadł na krześle po drugiej stronie i zaczął się we mnie wpatrywać. Nie zwracałem już na niego uwagi. Musiałem koniecznie coś zrobić, czegoś się o niej dowiedzieć. Wpadłem na pewien pomysł - zadzwonię na policję, tam na pewno mi coś o niej powiedzą. Wykręciłem numer i po dziesięciu minutach uzyskałem kilka informacji. 
- Nazywa się Bella Swan. Nie wiemy skąd pochodzi i czy to jej prawdziwe nazwisko. Nie ma dowodu tożsamości, a nikogo, kto by pasował do jej opisu nie znaleźliśmy. Ona uparcie twierdzi, że jest córką XIV Barona Dunshite. Musimy skierować ją na badania, bo dobrze chyba z nią nie jest. 
- Rozumiem, dziękuję za informacje, do widzenia – pożegnałem się i odłożyłem słuchawkę. 
Milion myśli krążyło mi po głowie, złapałem laptop w nadziei, że internet pomoże mi uzyskać niezbędne szczegóły. 
- Nie powiem, zaintrygowałeś mnie. 
Drgnąłem zaskoczony. Zupełnie zapomniałem o obecności Jaspera. Spojrzałem na niego, mrużąc oczy, przekazując mu tym, żeby się przymknął. 
Wszedłem na Google i wpisałem: XIV Baron Dunshite, Anglia. Otworzyłem pierwszy link z brzegu i od razu znalazłem trop. 
XIV Baron Richard Dunshite, ur. 11 listopada 1740 roku, w Londynie, zm. 19 lipca 1785 roku. Zasłużył się w parlamencie angielskim tworząc ustawę, która zakazywała wyzyskiwania pracowników. Brał udział w bitwie pod pod Bushy Run*, odnosząc zwycięstwo.
W ostatnich latach pogrążył się w hazardzie, przez co zadłużył się na ogromną skalę. Zginął z rąk wynajętych przez wierzycieli morderców. Cały jego majątek został wyprzedany.
Miał córkę Isabellę, która była świadkiem morderstwa. Miała wówczas 15 lat.
 

Zamknąłem z mocą laptop. Zaschło mi w ustach, miałem mętlik w głowie. Ona mówiła prawdę? Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Stanowczo muszę się z tym przespać. Wstałem i udałem się do drzwi. 
- Można wiedzieć, dokąd się wybierasz? - odezwał się Jasper. 
- Na górę, do swojego apartamentu. Muszę się przespać. Siedź sobie tu, jeśli chcesz. Nie obchodzi mnie to. 
To powiedziawszy, udałem się w stronę windy. Nacisnąłem guzik ostatniego piętra. Gdy już byłem u siebie, udałem się do sypialni, a następnie padłem na satynową pościel, wcześniej zdejmując tylko buty. Starałem się nie myśleć o niczym. Po około dwudziestu minutach już spałem. 

Zerwałem się nagle, cały spocony. Znowu ten cholerny koszmar. Czy ja się kiedyś od tego uwolnię? Może jest sposób...? 
Zerwałem się z łóżka, z mocnym postanowieniem. Muszę zabrać ją z więzienia. Może to właśnie to, może ona jest moją szansą na zadośćuczynienie? 
Szybko wziąłem prysznic, ubrałem się, po czym zadzwoniłem po szofera. Nie minęło pięć minut, a już jechaliśmy zakorkowanymi ulicami Nowego Jorku. Dotarłem na komisariat w ciągu kolejnych dwudziestu. Wysiadłem szybko, każąc szoferowi zaczekać. W środku udałem się do recepcji. 
- Chciałbym wycofać zarzuty przeciw pani Belli Swan. 
- Proszę wypełnić ten formularz – powiedział funkcjonariusz i podał mi go wraz z długopisem. 
Wypełniłem wszystkie rubryki, a po chwili zostałem poprowadzony do celi dziewczyny. Słyszałem jej rozmowę z policjantem. Nie wierzyła, że wychodzi na wolność. Musiałem się odezwać. 
- Witaj Bello, tak masz na imię, prawda? - Zapytałem, zdradzając tym swoją obecność. 
Spojrzała na mnie zupełnie zaskoczona. Nie dziwiłem się jej, w końcu zbyt miły dla niej nie byłem. Wyszła z celi, nadal mi się przyglądając. Niezbyt ufnie. 
- Masz gdzie mieszkać? - Przeszedłem do sedna. 
- Nie. Ale co to pana obchodzi? 
- Zamieszkasz więc w moim apartamencie. 
- Co?! Chyba pan doszczętnie oszalał! Mam mieszkać sama, z mężczyzną, bez żadnej przyzwoitki? Za żadne skarby! 
- Czyżby? Woli pani tą przytulną celę? Chyba raczej nie. Zapewniam, że tam by pani z powrotem trafiła. I proszę się nie martwić o swoją nieskalaną dziewiczość, mam jeden pusty pokój. Naprawdę duży. 
- Jest pan chamskim, niewychowanym prostakiem, który nie wie, że niektórych rzeczy nie przystoi mówić kobiecie. 
- Jakoś innym kobietom to nigdy nie przeszkadzało. Może i ty to polubisz. 


PWB 

Co on sobie w ogóle wyobrażał? Jak śmiał mówić tak do przyzwoitej kobiety? Oburzona do granic możliwości, zamachnęłam się ręką, aby go uderzyć, jednak została ona zatrzymana milimetr przed jego policzkiem. Chwycił mnie mocno za nadgarstek, przyciągnął do siebie i wyszeptał do ucha: 
- Radzę ci nie stawiać się, jeśli nie chcesz znów wrócić do celi. Gwarantuję, że absolutnie nie stanie ci się nic złego. Nie martw się, nie lecę na cnotliwe panienki. - Powiedział, po czym ciągnąc mnie za rękę, wyprowadził na dwór. 
Poczułam lekki powiew wiatru i odetchnęłam głęboko. Gdy przeszliśmy kilkadziesiąt metrów, doszliśmy do długiego, czarnego powozu, do którego kazał mi wsiąść, a sam poinstruował stangreta, aby ruszył. 
Znowu oglądałam zachwycona widoki za szybą. Chłonęłam wszystko niczym dziecko. Żółte powozy, masa ludzi chodzących w tam i z powrotem. Kolorowe sklepy, sądząc po napisach. 
- Podoba ci się? Jak będę mieć czas, to cię oprowadzę – odezwał się w końcu mężczyzna. 
- Kim pan jest? Nawet się pan nie przedstawił. 
- O, przepraszam. Jestem Edward Cullen, miło mi. - Wziął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. 
- Czy powie mi pan wreszcie, czego ode mnie chce? 
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie, po czym odwrócił wzrok. 
- Dowie się pani już wkrótce.